Skocz do zawartości

Darek

  • wpisów
    63
  • komentarzy
    48
  • wyświetleń
    42013

Potwór z Loch Ness? Nie - z jeziora w Margoninie


Grendziu

2906 wyświetleń

 Udostępnij

Był to czas bodajże na przełomie wieków - do dzisiaj jak sobie o tym wszystkim pomyślę, to mnie ciarki przechodzą. Możecie także w tą historię nie wierzyć, ale to się wydarzyło naprawdę. Nikomu zresztą na siłę nie chcę nic udowadniać, ta sytuacja i  tak na zawsze pozostała w mojej pamięci niezmieniona.

Kolejny rok latem, jak zawsze spędzałem czas w domku w Margoninie, aby móc być jak najbliżej mojej ulubionej wody. Błogi stan tamtych czasów przeplatałem pływaniem na Windsurfingu w dni wietrzne, w dni upalne natomiast rozgrywałem kolejne partyjki w tenisa ziemnego, a nocami jak miałem ochotę to wypływałem łodzią na ulubioną miejscówkę z wędką na ryby.

Przygotowanie miejscówki wyglądało standardowo: codziennie nęciłem kilkoma litrami paszy o stałej porze dnia, miksem kukurydzy całej, mielonej, pęczaku, pszenicy i makaronu, tak abym mógł łowić po kilku dniach dorodne leszcze. Czasami w dzień podpływałem na desce w moje ulubione miejsce, aby obserwować wodę czy ryby już tam żerują.

Po pięciu dniach przyszła pora na połów. Pierwszej nocy nic niestety nie złowiłem, ale... No właśnie było jedno ale, czyli coś czego nie przewidziałem.


Około 5tej nad ranem nagle trzask, plusk, trach od mojej zachodniej strony. Usłyszałem tak mocne tąpnięcie do wody jakby ktoś pustak zrzucał z czwartego piętra bezpośrednio do jeziora. Sytuacja ta się powtórzyła, zaniepokojony wróciłem do domu. Opowiedziałem wszystko rodzinie i znajomym, nikt nie chciał wierzyć. Udało mi się natomiast w kolejną noc namówić ojca aby popłynął ze mną na ryby.

564095abee4fb_lochness.thumb.jpg.b179f9a

Z ojcem podpłynęliśmy na miejsce jak to zawsze bywało godzinę przed świtem, idealnie cumując łódkę tam, gdzie swobodnie można było rzucać wędką w przygotowane odpowiednio łowisko, tam gdzie miały pokazać się ryby. 

Była noc, pełnia - widać było niemal wszystko jak za dnia. Ryby niestety ponownie nie żerowały. Noc była dość zimna, nic się nie działo. Zaczynałem przysypiać. I nagle ponownie ogromny znajomy odgłos (czy ktoś tutaj wrzuca pustaki bezpośrednio do wody?) Ojciec pyta, co to było, mówiłem Ci, tak było wczoraj.

Siedzieliśmy jakieś kolejne 20 minut i jakieś 30 metrów  za świetlikami przepłynął potężny garb, szeroki na jakieś 1,5 metra i długi jak nasza łódź, która miała aż 4,2m. długości. Spojrzałem na ojca, on na mnie. Pytam: widziałeś to, On: cicho, widzę przecież. To coś przypominającego nie wiadomo co zanurzyło się po chwili pod wodę, przepływało powoli, ślamazarnie niczym wynurzająca się i zanurzająca się łódź podwodna.

Napięcie rosło, zaniemówiliśmy, w stanie szoku byliśmy jeszcze może przez kolejne 30 minut, jak to coś podpłynęło do Nas bliżej i tuż za spławikami wynurzyło się ponownie, a wielkość naszym oczom pokazała się jakaś bryła w wodzie 1,5 raza większa niż poprzednio. Po chwili ponownie się zanurzyło. Tym razem bez słów i z jednoczesnym zrozumieniem podciągnęliśmy kotwice do góry, zasiadłem do wioseł i niczym motorówka odpłynąłem na drugi brzeg, Ojciec w między czasie zwijał wędki, chyba nawet jedną połamał z przerażenia składając ją nerwowo...

Co to było naprawdę? Do dziś nie wiem, bo nigdy tego ponownie nie widziałem, na wodzie także pływałem wielokrotnie z Echosondą, nigdy nic podobnego nie spotkałem.... 
 

 Udostępnij

0 komentarzy


Rekomendowane komentarze

Brak komentarzy do wyświetlenia

Gość
Dodaj komentarz...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Przywróć formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...