Skocz do zawartości

BLOG DANIELA

  • wpisów
    19
  • komentarzy
    36
  • wyświetleń
    13357

NOWY REKORD -100 kg ryb w ciągu jednego dnia


elvis

1774 wyświetleń

 Udostępnij

Przyszła kolej na podsumowanie ostatniej wyprawy nad wodę. 

     

                  Jak już wspominałem z powodów zawodowych zostałem uziemiony w pracy na długi weekend. Na szczęście w tym nieszczęściu mam w pracy ukrytą część sprzętu, która pozwala na małe spontaniczne wypady po pracy nad wodę. Nie ma tego za dużo, ale i tak jest co dźwigać. Tak więc zły i chory, bo w między czasie dopadła mnie choroba, pozbierałem graty i wróciłem na kwaterę. Tam skompletowałem i uporządkowałem sprzęt, wyjąłem z lodówki niezużyte zanęty i pellety i bezskutecznie próbowałem się dodzwonić do opiekuna łowiska. Nie miałem pewności czy łowisko jest czynne, bo moja wyprawa wypadła w dniu Bożego Ciała. Także przez media społecznościowe próbowałem dowiedzieć się od innych wędkarzy którzy tam łowią, czy można się tam wybrać czy też nie, ale również bez skutku. Postanowiłem jednak zaryzykować i pojechać. Jedynym moim "ograniczeniem" jest transport. Wszędzie poruszam się rowerem.

 

20160526_132548.jpg
To tutaj mniej więcej się działo...

 

 Na miejscu byłem tuż przed siódmą. Na szczęście łowisko czynne, ale jak się okazało był już prawie komplet. Pozostały wolne trzy stanowiska po samych rogach. Wybrałem to najbliżej rybaczówki, żeby jak najmniej nosić sprzęt. Łowiłem już w pobliżu tego miejsca i miałem nawet niezły wynik. Tak więc nie było źle, mogło być gorzej. 

 

Pogoda też była dobra, bynajmniej z samego rana.  Szybki przegląd sytuacji, krótka pogadanka z sąsiadem w celu rozeznania i określenia kierunku łowienia. Jak wiadomo na tego typu łowiskach miejsca są nie duże i trzeba uważać by nie przerzucać innych zestawów o holu większych ryb nie wspomnę. Sąsiad okazał się ok. Zapowiadała się dobra współpraca.  Po chwili pierwszy zestaw wylądował w wodzie. No właśnie, zapomniałem wspomnieć o sprzęcie. 

 

W planach było łowienie na metodę na dwie wędki, ewentualnie jedna wędka to odległościówka. Jednak w związku z tym, że nie zabrałem z pracy spławików na wymianę to postanowiłem odłożyć spławikówkę na czarną godzinę.  Zestawy jakie miałem na wędkach do metody, to na jednej koszyczek do method feeder z Guru tylko w wersji z amortyzatorem,  a na drugiej Hybryda też z Guru.

 

20160420_172723.jpg

Koszyczki GURU z zanętą podczas testów

 

Zestawy samozacinające, żyłki 0.24 i 0.28, przypony z fluorokarbonu 0.23 z hakami QM1 GURU i WAID GAPE od Drennana. Wielkość w zależności od przynęty, ale w przedziale od nr 14-10. Wędki to pickery Browninga z serii Commercial King. Jeden to Bomb 10', a drugi Wand XL 9'. Świetne kije w przystępnej cenie.

 

20160526_132502.jpg
Wędki Brownning przeszły bardzo dobry chrzest bojowy podczas tej wyprawy i spisały się na medal

 

Mixy składały się głównie ze "starych" nie zużytych i zamrożonych zanęt i pelletów po testach. Nie wrzucam do wody resztek zanęt, bo po pierwsze jest to nieekonomiczne, a po drugie nieekologiczne. Zanęty kisną w wodzie powodując jej degradację, która jest i tak duża. 

 

              Wracając do wędkowania. Już po pieszym zarzuceniu okazało się, że mam braki w akcesoriach. Stanowiska są na pomostach,  które są dość wąskie i niewygodne do łowienia bez kosza. Największym problemem jest brak możliwości wbicia podpórek. Już od jakiegoś czasu myślę o dorobieniu sobie specjalnych adapterów, ale zawsze coś wypadnie.  Na szczęście udało się wbić pomiędzy deskami jedną z nich, a drugą w zgniłą belkę.

 

20160526_075254.jpg
Miejscówka o której będę wspominał latami, bo przecież nie codziennie łowię ponad 100kg ryb

 

        Z doświadczenia wiem, że prawidłowe zamocowania i zabezpieczanie wędek jest bardzo ważne. Tym bardziej jeśli łowimy na metodę i korzystamy z klipsa na szpuli. Nie jeden z kolegów pożegnał się z wędką lub za nią pływał. Nie potrzeba wielkiej ryby, by zabrać wędkę w dość widowiskowy sposób. Wystarczy kilogramowy karp i ....

      Po ustawieniu podpórek zabrałem się za drugą wędkę. I w tym momencie nastąpiło pierwsze branie. Oczywiście nie obyło się bez przygód. Ryba była strasznie oporna i postanowiła trochę poszaleć. Wpłynęła na stanowisko sąsiada, ale jak wspomniałem sąsiad był ok i bez większych problemów zwinął swoje zestawy. Zresztą ja też swoje  później zwijałem w podobnych okolicznościach.  Po chwili udało się jednak wprowadzić rybę do podbieraka. Pierwszy pomiar pokazał 53 cm i równe 3 kg. Nie jest źle, aby tak dalej. Na początku na jedną wędkę łowiłem tuż pod sąsiednim wolnym pomostem. 

 

20160526_081245.jpg
Pierwsza rybka dna na macie

 

Udało się wreszcie zarzucić drugą wędkę  tak na około 40 metr i można było skupić się na wędkowaniu. Przez pierwszą godzinę złowiłem tam kilka leszczy i miałem coś dużego, ale spięło się pod pomostem. 

20160526_082802.jpg
Na pomarańczowe kulki RINGERS bardzo dobrze brały leszcze

 

Później nastąpiła cisza. Przez blisko godzinę szukałem odpowiedniej przynęty i wreszcie się udało. O ile na początku brały na wszystko, to wraz z upływem czasu trzeba było cały czas kombinować. Tym razem padło na pellety 8mm Robin Red od Dynamite Baits, ewentualnie Krwisty Halibut od Carp Zoom w tym samym rozmiarze. Od czasu do czasu zakładałem inne przynęty by w pełni wykorzystać możliwości  do testów. W połowie dnia, na półmetku dokonałem podliczeń i miałem na koncie 29 leszczy, 5 karpi i 1 amura. 

 

20160526_120226.jpg
Rodzynek, jedyny amur podczas rekordowej zabawy

 

Karpie przestały brać, za to weszły leszcze, ale chyba tylko mnie. Nikt inny w mojej okolicy ich nie łowił. Z resztą ogólnie schodzący z łowiska wędkarze narzekali na słaby dzień. Być może to wina miejsca, pogody, bo ta zmieniała się z godziny na godzinę lub po prostu taka nasza natura, że musimy ponarzekać. Mnie udało się dopasować do warunków i żerowania ryb. Podawałem im to czego chciały. Cały czas szukając optymalnej przynęty. 

 

20160526_085057.jpg
Kolejny leszcz na method feeder

 

       Wybierając się na ryby zażartowałem, że jadę złowić 100kg ryb. W tamtym roku o mało mi się nie udało, ale nie byłem odpowiednio przygotowany. Teraz miało być inaczej.  Po podsumowaniu okazało się, że początkowe żarty mogą się spełnić. Postanowiłem  spróbować. No i tu osłabienie wywołane chorobą dało znać o sobie. Gorączka i ból głowy zabierały mi siły niczym duża ryba żyłkę z kołowrotka. Jednak motywacja była na tyle silna, że dałem radę. Krótka przerwa na posiłek i rozprostowanie kości oraz pogawędkę z sąsiadem i do boju. Niestety rybki odeszły gdzieś na bok. W tym czasie sąsiad zaczął łowić karpie. Jako ciekawostkę powiem, że łowił na przynęty które u mnie nie działały. Miałem brania, ale rano. Z kolei sąsiad łowił na owoce i inne słodkości rano, co u mnie wtedy się nie sprawdzało. Dziwne to było, ale cóż, być może to wina zanęty. Po blisko godzinie ciszy przyszła kolej na mnie. Udało mi się odciągnąć rybki od sąsiada. Nie to żebym to robił złośliwie, ale tak wyszło. Pierwszy zameldował się spory karaś.

 

20160526_183639.jpg
Pan karaś wrócił po chwili do wody

 

Później już było z górki. Prym wśród przynęt wiódł Wafters Orange Chocolade od Ringers oraz inne jego przynęty z naciskiem na żółte dumbbellsy.  

 

20160526_085854.jpg
Który to był z kolei, nie pamiętam, ale prawda jest taka, że nie miałem czasu robić wszystkim zdjęć

 

Po jakimś czasie znów przerwa. Wnioski? Trzeba szukać przynęty. Kolejne próby i jest. Tym razem padło na miękki haczykowy pellet Sonubaits krill 6mm. 

Nie miało to wpływu na wielkość poławianych ryb. Brały zarówno leszcze, karasie jak i ponad cztero kilogramowe karpie. 

 

20160526_152049.jpg

Ryb było sporo różnych rozmiarów

 

Radość nie trwała zbyt długo. Otóż zabrakło mi pelletów. Ponownie musiałem poszukać czegoś na co mają ochotę ryby w tej chwili.

 

20160526_093203.jpg 
Leszcze gryzły niemal non stop

 

Czas uciekał nieubłaganie. Koniec Krótkie podliczenie i jest. Ponad 100 kg. 61 leszczy, 23 karpie 1 amur i 3 karasie.

 

20160526_184241.jpg

Ostatni karpik zasiadki

 

Oczywiście wszystkie ryby wróciły do wody.

 

20160526_183645.jpg
Złów i wypuść, czy to takie trudne?

 

Padnięty ze zmęczenia i choroby ledwo pozbierałem sprzęt, a do domu jeszcze kilka kilometrów rowerem. Ale jest 100 kg. Przez 11 godzin zużyłem około 2 litry zanęty i tyle samo pelletu 2mm. Szkoda tylko, że na tym łowisku nie wolno przetrzymywać ryb nie przeznaczonych do zabrania.Zresztą gdzie ja bym tyle ryb przetrzymał. Ze względu na dobro ryb to nawet się cieszę, że nie można. 

 

Dużo się tego dnia nauczyłem. 

 

Ps. A teraz nadal leżę chory w łóżku i dochodzę do siebie. Mimo wszystko warto było.

 


  • 20160526_122731.jpg
    Kiedyś tam jeszcze wrócę, kto wie może po kolejny rekord
  •  
  • Like 3
  • Thanks 1
 Udostępnij

0 komentarzy


Rekomendowane komentarze

Brak komentarzy do wyświetlenia

Gość
Dodaj komentarz...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Przywróć formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...