Skocz do zawartości

KONKURS - WĘDKARSKA OPOWIEŚĆ - LUTY 2018 r.


Grendziu
 Udostępnij

Rekomendowane odpowiedzi

[mention=2]Grendziu[/mention] Darku, rozumiem, że jak nie będzie więcej chętnych to piórnik mój ? :Concentrated-min:
Też bym miała szansę na wygraną gdybym mogła brać udział historii jest kilka np. jak wzięłam taki zamach przed zarzuceniem wędki, że haczyk wbił się w ogromne drzewo kilka metrów za nami i nie było innej możliwości jak tylko odciąć żyłkę (Filip naprawiał moją a ja łowiłam jego wędką) lub o tym, jak wydzwaniałam tyle razy do męża, że w końcu telefon utopił w jeziorze (do dzisiaj się zastanawiam czy to na pewno był przypadek) lub o tym jak złowiliśmy węgorza i kiedy tylko wylądował na pomoście miałam takie przyspieszenie uciekając na brzeg, że prawie deski powyrywałam

Wysłane z mojego SM-J320FN przy użyciu Tapatalka

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Administrator
2 godziny temu, Jurek napisał:

@Grendziu Darku, rozumiem, że jak nie będzie więcej chętnych to piórnik mój ? :Concentrated-min:

Do końca miesiąca sporo czasu, a sam nie odpowiedziałeś ?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

13 minut temu, Grendziu napisał:

Do końca miesiąca sporo czasu, a sam nie odpowiedziałeś ?

Dzięki, ale mi głupio, bo zapomniałem o Mariuszu !:$

Pazerność mnie zaślepiła !

 

  • Haha 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nikt nie mówił że łatwo będzie.

 

     Przyczajony za węgłem domu obserwowałem co się dzieje na podwórku. Wróg nie śpi, czujność wskazana, bo nie wiadomo z której strony można otrzymać cios. Wiejskie podwórko niesie wiele niebezpieczeństw dla młodego człowieka o czym nie raz się już przekonałem na własnej skórze. Obiektem moich obserwacji było stado gęsi, pilnowane przez wojowniczego gąsiora, ale oprócz niego musiałem też uważać na koguta i indora , też z nimi lekkiego życia nie miałem i kilka potyczek niestety przegranych musiałem przejść. Dziecięca determinacja nigdy mi nie pozwalała się poddawać, tym razem cel był jeden, zdobyć pióro, duuuże pióro na spławik do pierwszej mojej wędki, która już powoli powstawała z kija leszczynowego suszącego się na dachu stodoły. Do tej pory łowiłem z tatą i braćmi, ale już miałem 6 lat i czas najwyższy mieć swój sprzęt, a niestety brakowało mi spławika. Pech chciał że okoliczne bociany jakoś na złość przestały gubić pióra, a mama powiedziała że gąska pójdzie na obiad dopiero za dwa-trzy tygodnie i wtedy dostanę piór ile tylko będę chciał-o nieee, tyle to ja czekał nie będę, przecież w weekend zaplanowany był wyjazd całą wędkarską rodziną nad Bug na ryby i nie chciałem już pilnować nie swojej wędki. Postanowiłem wziąć sprawy w swoje ręce, tym bardziej że po kolejnej kłótni ze średnim bratem który mi nie dał połowić na sąsiedniej gliniance postanowiłem że już się nikogo prosił nie będę. I właśnie dlatego przyczajony za rogiem domu czaiłem się z niecnym planem napadu na gęsi. Tylko pytanie, czy wystarczy je zdrowo nastraszyć i pognać żeby któraś zgubiła pióro, czy muszę podjąć drastyczne środki i narażając skórę, przemocą odebrać którejś jedno z piór ze skrzydła? Łomot od gąsiora już nie raz dostałem znienacka, nie zdążywszy wziąć nogi za pas, czułem spory respekt przed dziobem i skrzydłami, więc cierpliwie czekałem aż się oddali od stada i wtedy będę próbował szczęścia. Wpatrując się w życie na podwórku oczami wyobraźni widziałem już te karasie wyciągane na własną wędkę z glinianki-ech ależ pięknie będzie, codziennie na rybach, a nie od czasu do czasu licząc na życzliwość starszych braci, tylko jeszcze tego spławika brakuje do szczęścia, bo haczyk już mam, żyłkę też, nawet taśmę ołowianą miałem i gumki od wentylka do roweru aby zamocować pióro na żyłce-ale pióra niestety nie miałem. Z rozmyślań wyrwał mnie głos babci, która wyszła na podwórko nakarmić drób i zwoływała całe ptactwo do korytka które robiło na środku podwórka za karmnik dla ptactwa. To może być wspaniała okazja, ptaki zajęte jedzeniem straciły na czujności, więc zza rogu mieszkania przemieściłem się chyłkiem za studnię, skąd nie dość że miałem bliżej do stada drobiu, to i teren dookoła był lepiej widoczny. Miałem nadzieję że gąsior zajmie się jedzeniem, tymczasem złośliwe ptaszysko tak jakby się domyślało że szykuję zamach na jedną z jego dziewczyn, zamiast żreć z koryta łaził dookoła z łbem wysoko podniesionym do góry i pilnował aby gąski spokojnie zajadały się ziarnem, normalnie załamany byłem i zrezygnowany kiedy w zasięgu mojego wzroku pojawił się mój rówieśnik zza płota, Andrzej, mój daleki kuzyn który co lato przyjeżdżał z Siedlec do wuja na wakacje. Zainteresowany moją przyczajką za studnią podbiegł się zapytać co kombinuję. Wpadłem na wspaniały pomysł że użyję go jako wabia na odwrócenie uwagi gąsiora. Pokrótce wtajemniczyłem go w mój plan i bez cienia wahania się zgodził. Jego zadaniem miało być bezpośrednie odwrócenie uwagi ptaszyska, tak abym ja mógł wkroczyć do akcji. I tak też przystąpiliśmy do działania, Andrzej wylazł zza studni i ruszył szerokim łukiem w lewą stronę, wydał kilka okrzyków i zaczął machać łapami zwracając uwagę wojowniczego samca który natychmiast się zainteresował intruzem i poczłapał w jego stronę sycząc i wyciągając szyję do przodu. Rozczapierzył skrzydła i szykował się do odparcia intruza. Gdy oddalił się na jakieś 5 metrów od stada do akcji wkroczyłem ja, podbiegłem szybko do pierwszej z brzegu gąski i chwyciłem skrzydło, myśląc że bez problemu uda mi się wyrwać jedno z najdłuższych piór, niestety, pióro nie chciało się wyrwać, a oprócz tego wystraszona gęś narobiła takiego jazgotu, że całe ptactwo poderwało się do ucieczki w różnych kierunkach, a ja nawet nie wiem kiedy leżałem twarzą na ziemi a po mnie szalał gąsior okładając mnie skrzydłami i dziobem. Jazgot na podwórku musiał być nie lada, skoro wszyscy którzy byli w domu wybiegli zobaczyć co się dzieje, Andrzej też narobił masę szumu drąc się jak poparzony. Skulony w kłębek nawet nie wiedziałem co się dzieje i ile czasu cała akcja trwała, w końcu wszystko ucichło i ktoś podniósł mnie z ziemi i usłyszałem tylko słowa mamy - O Boże, jak ty wyglądasz. Powoli docierało do mnie że niezłe baty dostałem, na nogach kilka krwiaków i jakieś rozcięcie, na policzku duży siniak, na głowie łatka wyrwanych włosów, z nosa leci krew, normalnie widok nędzy i rozpaczy, a pewnie było by jeszcze gorzej, ale właśnie z pola wuj wracał i z daleka widząc jak mnie ptaszysko poniewiera poszedł mi z odsieczą. Ochłonąłem na schodach domu, mama mi zaczęła twarz mokrą ścierką przemywać i właśnie wtedy dotarło do mnie że mam coś w garści mocno zaciśniętej, było to piękne białe pióro, byłem szczęśliwy i miałem w nosie obrażenia. Mama była zła, jak zobaczyła że się uśmiecham szeroko to zapytała się - czego się tak cieszysz? jak ojciec wróci to nie będzie ci już tak do śmiechu. No i faktycznie po opadnięciu poziomu adrenaliny i zadowolenia z pozyskania surowca na spławik przyszła chwila frasunku, faktycznie szykuje się ciężki wieczór, ojciec wróci i na pewno po głowie nie pogłaszcze za moje wybryki, będzie bura. Jak wrócił to udawałem że mnie nie ma, siedziałem cicho w kącie nie rzucając się w oczy nikomu. Bracia oglądali telewizję w drugim pokoju co chwila słyszałem jak się śmieli ze mnie i z mojej potyczki z gąsiorem. Przysłuchiwałem się rozmowie dorosłych domowników w kuchni, mama zaczęła opowiadać zdarzenie i już czułem na garbie oddech kary, gdy usłyszałem głośny śmiech ojca, usłyszałem tylko słowo – żartujesz, i cała kuchnia zaniosła się gromkim rechotem domowników, śmieli się chyba z 10 minut aż w końcu do pokoju wszedł ojciec i zapłakany ze śmiechu spytał - gdzie masz to pióro? Miałem w ręku, nie rozstawałem się z nim od południa. - Chodź – powiedział, - musimy zrobić ci wędkę, przecież pojutrze jedziemy na ryby nad Bug.

        W nocy z piątku na sobotę chyba nie spałem wcale, marzyłem. W sionkach oparta o ścianę razem z wędkami ojca i braci stała moja pierwsza wędka na którą miałem właśnie następnego dnia rano łowić. Jak zadzwonił budzik, który ojciec nastawił na godzinę trzecią rano to w minutę byłem ubrany i poganiałem ociągających się ze wstawaniem braci. Piętnaście minut później jechaliśmy rowerami wąską dróżką przez las po linii prostej do rzeki. Ojciec miał swoją miejscówkę, siedliśmy na niej we dwóch, a bracia zajęli miejsce kilka metrów obok, tak aby miał nas wszystkich na oku. Pamiętam ten ciepły parny ranek, słońce jeszcze nie wzeszło, opar wznosił się nad rzeką, z dala słychać było krzyk czapli a ja nawlokłem czerwonego robaka na hak i zarzuciłem swoją pierwszą wędkę, prąd wody naciągnął zestaw i przesunął go do brzegu, spławik z pióra ładnie wystawał znad lustra wody. Branie miałem prawie natychmiast, zacięcie może było ciut za mocne, ale skuteczne i po chwili miałem w ręku małego okonia, oczy mi się świeciły, spojrzałem na uśmiechniętą twarz ojca i spytałem. - tato, jutro też przyjedziemy nad Bug? Przyjechaliśmy i przyjeżdżaliśmy w każdej wolnej chwili. Tak też mi zostało do dzisiaj, wspominając dziecięce i młodzieńcze czasy w każdej wolnej chwili gnam nad Bug, gdzie z braćmi i ojcem siadamy jak za dawnych czasów nad brzegiem rzeki z tym że jest nas trochę więcej, bo razem z nami łowią jeszcze nasze dzieci.

  • Like 6
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pocztówka z Raichu...

Badenia-Wirtembergia.Stuttgart. Dzień drugi pobytu na obczyźnie. Po ciężkim dniu sumiennej pracy,czas na zwiedzanie miasta.A jest co zwiedzać trzeba przyznać.Pierwsze co wpadło mi w oko to...rzeka Neckar.Nie wiem,zboczenie jakieś czy co. :D  Obejrzałem już sobie słynny ogród botaniczno - zoologiczny Wilhelma, pierwszą na świecie wieżę telewizyjną ,różne kościoły i pałace z daleka. Szczególnie od kościoła z daleka całe życie.  :D  I tak szwendając się bez celu trafiam na sklep w którego witrynie widzę wędki,podbieraki i inne znane mi rzeczy...Patrzę na szyld,żeby się upewnić,że to nie żadna fatamorgana,a tam duży i wyraźny napis : Fetter Fisch. ( Gruba,tłusta ryba ). Ufff kamień z serca. Nareszcie jakaś prawdziwa atrakcja na tym pogańskim zadupiu  :D  Od razu życie do mnie wróciło,ciśnienie podskoczyło,krew zaczęła szybciej krążyć.Nie zwlekając ani sekundy wchodzę. Moim pięknym oczom ukazuje się duży sklep o powierzchni zbliżonej do Biedronki z mojego rodzinnego miasta i do tego jeszcze ze schodami prowadzącymi na piętro.
Idę w kierunku sprzedawcy,którego zauważam zaraz po wejściu i jak mam to w swoim zwyczaju,witam się bardzo uprzejmie i kulturalnie moim dosyć zaawansowanym niemieckim :
- Guten Morgen
- Guten Morgen
- Macie w sprzedaży coś z Jaxona??- Pytam bez zbędnych ceregieli.
- Jaxon ??
- Tak,Jaxon
- Pierwsze słyszę,to jakaś firma wędkarska.??
- Nie jakaś tylko najpopularniejsza w Polsce - Odpowiadam dumnie.
- Niestety nie mamy w ofercie żadnych polskich firm.Może kiedyś,kto wie... Próbuje kajać się Helmut.
- A my mamy niemieckie.Np - Abu Garcia,DAM...choć nie wiem po co...bo i tak kupujemy najchętniej Jaxona...Czasem też jakiegoś Drennana albo Daiwe jak zrobią coś udanego - Odpowiadam z bezczelnym uśmieszkiem.
- Mamy tu najlepsze firmy - Próbuje ratować twarz Niemiec.
- Rozejrzę się.
Chodzę sobie między regałami pełnymi wędek,kołowrotków i wszelakich akcesoriów,nawet nie patrząc na ceny,bo przecież ja tutaj nie przyszedłem niczego kupować.Ja tutaj przyjechałem zarabiać na zakupy wędkarskie w Polsce i na Aliexpres :D  Wszedłem do tego sklepu niejako z obowiązku.Żaden wędkarz nie przejdzie przecież obojętnie obok takiego przybytku...Obok agencji towarzyskiej czy pubu tak !,ale obok wędkarskiego nigdy :D No może jeszcze trochę z ciekawości wstąpiłem,ale na pewno nie po to,żeby wspierać niemieckie PKB. :D  No więc spaceruje sobie między tymi regałami,podziwiam efektowną zabudowę sklepu i piękną imitację Żaglicy na ścianie...,aż z tej kontemplacji wyrywa mnie głos sprzedawcy.
- Może w czymś pomóc ??
- Po ile ta ryba na ścianie ( Pokazuję na Żaglicę ) 
- Nie jest na sprzedaż. To dekoracja.
- Szkoda,bo nie widzę tu nic fajniejszego - Odpowiadam bezczelnie 
- Może coś innego.?? Pyta Helmut z trudem ukrywając zdenerwowanie.
- Nie dziękuję,nie ma tu nic ciekawego.Wszystko to można kupić w Polsce i to taniej.
- To po co Pan tu przyszedł ?? 
- Z ciekawości.Myślałem,że będzie tutaj większy wybór.Nie tylko Dam.Abu Garcia,Mitchell i dwa kołowrotki Shimano na krzyż.
- Moi klienci nie narzekają - Odpowiada Niemiec żądny rewanżu.
- Widocznie są mało wymagający - Ripostuje.
Cisza...Wychodzę stąd. Ostatni raz tutaj byłem.Lepiej chyba było zajść do jakiegoś pubu na piwo.Tam na pewno wybór byłby dużo większy. Nie będę robił zakupów w sklepie wędkarskim w którym nie tylko nie mają Jaxona,ale nawet o tej firmie nie słyszeli...
- Auf Wiedersehen rzucam na odchodne...
Nie słyszę żadnej odpowiedzi...
A to bezczelny Niemiec...Pomyślałem.Nie dość,że niekompetentny,bo nigdy nawet nie słyszał o Jaxonie to do tego jeszcze cham niewychowany :D 

 

1005944_590397884338899_1811127972_n.jpg

 

1173697_612756085436412_86535011_n.jpg

1186002_612756108769743_547323497_n.jpg

Edytowane przez Sołtys stan
  • Like 1
  • Thanks 1
  • Haha 4
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Przywróć formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

 Udostępnij

×
×
  • Dodaj nową pozycję...