Na ten czas wielu z nas czeka cały rok, jest to chwila, gdzie poza wirtualną czy telefoniczną rozmową możemy się wszyscy razem spotkać.
Niby gwardia ta sama, ale czasami się tak zdarza, że ktoś wypada. Największym nieobecnym tym razem był Arunio, wielka szkoda, no ale cóż z nim zrobić, jak nie chciał, tym razem naprawdę nie mógł. Za to dołączyły nowe osoby, a z "gorzowskiego klimatu" dość dzielnie i skutecznie zastąpił Arunia Zola.
Podziwiam determinację osób przyjeżdżających na zlot Fundacji "dla Ryb" i to, że niektórzy z nas potrafią choćby na jedną lub dwie doby przebyć setki kilometrów, pewnie Karolek ma ich ponad tysiąc w dwie strony. A jak już dojedzie, to widać i słychać Go zewsząd.
"Dzień dobry mam na imię Karol, a Ty jak się nazywasz?
Mam prośbę, czy mógłbyś szybciej nalewać jak ja piję..."
Pierwsi goście pojawili się nad ranem w czwartek, była chyba 3cia gdy Ostap dzwonił do mnie, że za 30minut będzie, podjeżdżam tuż za nimi, nie nadążamy się przywitać, a podjeżdża Radek z Bartkiem z Gorzowa. Chwila rozmów, uciekam do domu, mam spotkanie w Poznaniu i czym prędzej około 13tej wracam, na stanowiskach są już nowi goście z Wągrowca.
Po chwili otwieram oficjalnie zlot i zachęcam do rywalizacji o Puchar "naszego" Jurka... Liczą się ryby największe z danego gatunku i suma wszystkich punktów. Kto chciał to nałowił ich sporo, kto się integrował to jego.
Czas na zlocie ucieka niemiłosiernie, jest gwarno, wesoło, a przede wszystkim wędkarsko. Bynajmniej ryby w upały pobierają sporadycznie, ale jak już coś weźmie, to trafiają się nie małe. Kiedy i jak czas uciekł w czwartek nie za bardzo pamiętam, w piątek za to z rana dostaję cynk, że jednak Kotwic jedzie do nas. Robimy z Karolkiem wspólne zakupu, dziecko odstawiam do Agi do Poznania i mam wolne. Po 17tej przyjeżdża Marcel..."poświęcę się" to był sygnał, aby zebrać wesoły "autobus" i odebrać Kotwica z dworca PKP. Jechaliśmy po Niego pewnie nie krócej jako On z samego Giżycka... Co się działo po drodze niech zostanie słodką tajemnicą. Kolejne dni mijają szybko, intensywnie i podobnie. W nocy łowimy rekordowe ryby z obu stron cypla, w dzień dyskusji i zabaw nie ma końca...
Wszystko było super, gdyby nie ten czas, który ucieka za szybko, o wiele za szybko.
Szkoda, że z wieloma z Was zobaczę się dopiero za rok. Dziękuje, że jesteście, bo dzięki Wam SHOW MUST GO ON - Fundacja dla Ryb trwa.
Autor: @Grendziu
Zdjęcia: wspólne.