Skocz do zawartości

Znajdź zawartość

Wyświetlanie wyników dla tagów 'margonin' .

  • Wyszukaj za pomocą tagów

    Wpisz tagi, oddzielając je przecinkami.
  • Wyszukaj przy użyciu nazwy użytkownika

Typ zawartości


Forum

  • OGÓLNE
    • Witamy
    • FUNDACJA - ŁOWISKA - PORTAL "dla Ryb"
    • Wędkarstwo dla osób niepełnosprawnych
    • Wieści znad wody
    • Nowości na rynku wędkarskim
    • Pozostałe tematy związane z rybami
    • Imprezy i zawody wędkarskie
    • Zanęty wędkarskie
    • Przynęty wędkarskie
    • Konkursy serwisu dlaRyb.pl
  • ŚWIAT NAUKI
    • Przyroda i ochrona środowiska
    • Ichtiologia
    • Prawo
    • Akwarystyka
  • METODY I TECHNIKI WĘDKARSKIE
    • Wędkarstwo gruntowe
    • Wędkarstwo spławikowe
    • Wędkarstwo spinningowe
    • Wędkarstwo morskie
    • Wędkarstwo podlodowe
  • SPRZĘT WĘDKARSKI
    • Akcesoria wędkarskie
    • Kołowrotki
    • Wędki
    • Sprzęt pływający
    • Odzież wędkarska
    • Nasze zakupy wędkarskie
    • Handmade
  • KULTURA
  • ŁOWISKA
    • RZGW - jeziora - rzeki - zbiorniki
    • Komercyjne
    • Zagraniczne
  • GIEŁDA
    • Kupię
    • Sprzedam
    • Zamienię
    • Oddam
  • WOLNA STREFA
    • Kultura regionalna
    • Humor
    • Media
    • Hyde Park
  • SPRAWY TECHNICZNE
    • Regulaminy i administracja
    • Archiwum
    • Uwagi dotyczące forum

Blogi

  • Darek
  • Piotr Traczuk
  • BLOG DANIELA
  • RubiksFishing
  • Feeder transporter
  • Artur Kraśnicki blog
  • Spearfishing-Łowiectwo Podwodne
  • zWędkąPrzezNysę
  • Czesław Czech blok wędkarski
  • Sagittaria sagittafolia
  • Wędkarstwo u Zbyszka
  • Podwodna Polska
  • Feeder & Waggler
  • ABC Wędkarstwa z Kubikiem
  • Mój blog podróżniczy
  • Splot- zawodnicze początki
  • Orszak Trzech Króli
  • Pomysły Pawcia.
  • TOMCZYKwedkuje

Szukaj wyników w...

Znajdź wyniki, które zawierają...


Data utworzenia

  • Od tej daty

    Do tej daty


Ostatnia aktualizacja

  • Od tej daty

    Do tej daty


Filtruj po ilości...

Znaleziono 3 wyniki

  1. Grendziu

    Margonin na wiosne

    Ryby są ale czasami nie biorą i tyle :P
  2. Grendziu

    Potwór z Loch Ness? Nie - z jeziora w Margoninie

    Był to czas bodajże na przełomie wieków - do dzisiaj jak sobie o tym wszystkim pomyślę, to mnie ciarki przechodzą. Możecie także w tą historię nie wierzyć, ale to się wydarzyło naprawdę. Nikomu zresztą na siłę nie chcę nic udowadniać, ta sytuacja i tak na zawsze pozostała w mojej pamięci niezmieniona. Kolejny rok latem, jak zawsze spędzałem czas w domku w Margoninie, aby móc być jak najbliżej mojej ulubionej wody. Błogi stan tamtych czasów przeplatałem pływaniem na Windsurfingu w dni wietrzne, w dni upalne natomiast rozgrywałem kolejne partyjki w tenisa ziemnego, a nocami jak miałem ochotę to wypływałem łodzią na ulubioną miejscówkę z wędką na ryby. Przygotowanie miejscówki wyglądało standardowo: codziennie nęciłem kilkoma litrami paszy o stałej porze dnia, miksem kukurydzy całej, mielonej, pęczaku, pszenicy i makaronu, tak abym mógł łowić po kilku dniach dorodne leszcze. Czasami w dzień podpływałem na desce w moje ulubione miejsce, aby obserwować wodę czy ryby już tam żerują. Po pięciu dniach przyszła pora na połów. Pierwszej nocy nic niestety nie złowiłem, ale... No właśnie było jedno ale, czyli coś czego nie przewidziałem. Około 5tej nad ranem nagle trzask, plusk, trach od mojej zachodniej strony. Usłyszałem tak mocne tąpnięcie do wody jakby ktoś pustak zrzucał z czwartego piętra bezpośrednio do jeziora. Sytuacja ta się powtórzyła, zaniepokojony wróciłem do domu. Opowiedziałem wszystko rodzinie i znajomym, nikt nie chciał wierzyć. Udało mi się natomiast w kolejną noc namówić ojca aby popłynął ze mną na ryby. Z ojcem podpłynęliśmy na miejsce jak to zawsze bywało godzinę przed świtem, idealnie cumując łódkę tam, gdzie swobodnie można było rzucać wędką w przygotowane odpowiednio łowisko, tam gdzie miały pokazać się ryby. Była noc, pełnia - widać było niemal wszystko jak za dnia. Ryby niestety ponownie nie żerowały. Noc była dość zimna, nic się nie działo. Zaczynałem przysypiać. I nagle ponownie ogromny znajomy odgłos (czy ktoś tutaj wrzuca pustaki bezpośrednio do wody?) Ojciec pyta, co to było, mówiłem Ci, tak było wczoraj. Siedzieliśmy jakieś kolejne 20 minut i jakieś 30 metrów za świetlikami przepłynął potężny garb, szeroki na jakieś 1,5 metra i długi jak nasza łódź, która miała aż 4,2m. długości. Spojrzałem na ojca, on na mnie. Pytam: widziałeś to, On: cicho, widzę przecież. To coś przypominającego nie wiadomo co zanurzyło się po chwili pod wodę, przepływało powoli, ślamazarnie niczym wynurzająca się i zanurzająca się łódź podwodna. Napięcie rosło, zaniemówiliśmy, w stanie szoku byliśmy jeszcze może przez kolejne 30 minut, jak to coś podpłynęło do Nas bliżej i tuż za spławikami wynurzyło się ponownie, a wielkość naszym oczom pokazała się jakaś bryła w wodzie 1,5 raza większa niż poprzednio. Po chwili ponownie się zanurzyło. Tym razem bez słów i z jednoczesnym zrozumieniem podciągnęliśmy kotwice do góry, zasiadłem do wioseł i niczym motorówka odpłynąłem na drugi brzeg, Ojciec w między czasie zwijał wędki, chyba nawet jedną połamał z przerażenia składając ją nerwowo... Co to było naprawdę? Do dziś nie wiem, bo nigdy tego ponownie nie widziałem, na wodzie także pływałem wielokrotnie z Echosondą, nigdy nic podobnego nie spotkałem....
  3. Grendziu

    Jezioro Margonińskie - czas przeszły i przyszły

    Miałem bodajże 14 lat kiedy pierwszy raz pojechaliśmy pod namiot w lesie nad jeziorem w Margoninie. Całe nadbrzeże było zarezerwowane dla stałej ekipy braci wędkarskiej dzięki uprzejmości gospodarstwa rolnego PGR Dziewoklucz. Wcześniej nad tą wodą łowiłem chyba raz. Kojarzę, że na próbę z ojcem przy dzikiej plaży na wypłycaniu w kwietniu za pierwszym razem łowiliśmy duże ponad 2 kg złociste leszcze. Woda przez wiele lat wcześniej była zamknięta dla wędkujących i rybaków w celu odrodzenia się populacji ryb w jeziorze. Dzięki temu powstał swoisty raj dla wędkarzy - w Polsce było ELDORADO Pierwszego roku łowiłem mniej, poprzez kontuzję na windsurfingu, doznałem kręcz karku na obozie na Kaszubach. Przez uraz, przegrywałem z chętnymi do wędkowania na starcie. Na łodzie były tzw "zapiski". Ja z racji wieku, że byłem najmłodszy, najrzadziej wypływałem na takie wyprawy wodne, bo ból zatajałem. Pływaliśmy wtedy łodziami wędkarskimi pod "drugi cypel" około 3km wodą od obozowiska. Wypływaliśmy jeszcze w nocy, aby tuż o świcie móc łowić. Nasza miejscówka to proste dno gdzie zestawy spławikowe schodziły na głębokość ok 4m. Co noc łowiliśmy kilka/kilkanaście/kilkadziesiąt leszczy na 3 łodzie, czasami także trafiała się wzdręga o wadze grubo ponad 1kg. Nęciliśmy w stylu Bogdana Bartona (w sumie to już nie wiem, czy On Nas nauczył tej techniki, czy od nas zaczerpnął pomysł - żartuję Panie B. jakby co), czyli mniej więcej tyle wpuszczaliśmy pokarmu dla ryb ile ich wyławialiśmy. I tak cały czas przez 3 tygodnie. Kończyliśmy łowienie, przeważnie gdy w łowisko wchodziły płotki i zaczynały się psocić. Następnego roku gdy dotarliśmy nad wodę na początku lipca, po kilku nieudanych nocach zmieniliśmy miejscówki. Każda z 3 łodzi dobierała sobie inne miejsce wśród rozległego akwenu. Następnie przez kolejne cztery dni wchodziły do wody miski z "futrem" dla rybek. To co się wydarzyło potem przerosło nasze najskrytsze marzenia. W pierwszą noc (w tamtym właśnie roku po raz pierwszy weszły świetliki na spławiki do Polski) uzyskaliśmy totalny rekord w wędkarstwie. Ojciec sam złowił ponad 60 sztuk leszczy, wuja Wiktor z 40 leszczy a Pan "Wąs" z Poznania z synem 169 sztuk - wszystkie ryby miały powyżej 1kg, a sporo z nich było wagi 3kg i więcej, resztę wypuszczano od razu. Mnie tej nocy niestety nie było na łodzi Ale za to kolejne noce nie były mniej owocne. Przeważał w połowach leszcz, czasami także łowiliśmy duże węgorze. Eldorado to to było mało powiedziane. Kolejne lata wyglądały bliźniaczo, z tym, że moje wędkowanie zaczynało kuleć trochę na rzecz sportu, a w tym tenisa, piłki nożnej czy windsurfingu. Gdy kończyłem 18 lat rodzice kupuli działkę budowlaną nad Jeziorem Margonińskim i zaczęliśmy się tam budować. Na ryby było mniej czasu, chociażby dlatego, że i człowiek oprócz sportu niemal codziennie jak dostawał wypłatę z budowy, to szedł od razu na podboje do miasta i uganiał się za... "chmielem" w klubie Laguna czy Romero. Oj działo się, działo tam latami Ryby oczywiście też brały, ale z tego co pamiętam to oprócz leszczy to łowiliśmy i karpie i liny czy też niesamowite ilości płoci. A propos lina, naszło mnie małe wspomnienie. Był zwykły sierpniowy dzień, łowiłem na bata, wtedy miałem zawsze w głowie, że bardzo duże liny chodzą parami i do 30 minut powinno być drugie branie. Nagle trach i bacik w pałąk, walka około 20 minut i lin grubo ponad 2kg w siatce. I tak z trzy razy w ciągu godziny, liny które łowiłem wtedy za każdym razem były większe i większe, pamiętam do dziś ich podbrzusze i płetwy wchodzące niemal w czerwień... Przepiękny widok Gdy złowiłem czwartego lina Ojciec wkręcił do mnie na pomost, spojrzał w siatkę i przyniósł mi wiśnie do chrupania. Pobiegł do domu po wędki, ale coś go tam zatrzymało, ja w między czasie wytargałem kolejnego prawie 3kg lina i powiedziałem pas, ze zmęczenia. Gdy Ojciec dobiegł ja na haku miałem wiśnie, a że z zazdrości byłem tego dnia "Wiśnia" właśnie to powiedziałem, że też ma łowić na to co ja, mając nadzieję, że nic nie złowi. No i nagle bum, u mnie ponownie branie na owoc, niestety zestaw nie wytrzymał i nigdy nie dowiedziałem się co tam był za potwór... Ha, o potworach z Jeziora Margonińskiego w kolejnym kończącym wpisie o tej wodzie, którą na stare swoje lata odkryję zapewne na nowo
×
×
  • Dodaj nową pozycję...