Feeder z wolnym biegiem
Popełniam "bloga" w trochę innej świadomości umysłu niż zwyczajne. Może rano, kiedyś go usunę, ale co tam, piszę dalej
Mój poprzedni rozmówca argumentował, całkiem słusznie, dlaczego feeder ma być bez wolnego biegu. Ja troszeczkę mu się przeciwstawię.
Sam od zarania dziejów łowiłem i łowię nie używając wolnego biegu, to jakoś ewaluowało we mnie kilka lat temu. Nie ciężar kołowrotka jest tutaj problemem, bo to tylko kilka, kilkanaście, kilkadziesiąt gram więcej. Jest to zatem tylko sfera psychiki, metody jaką łowimy. Gdy zaczynałem przygodę z wolnym biegiem aktywnie, to niejednokrotnie o nim zapominałem popełniając błędy, przede wszystkim przy zacięciu. Ależ byłem temu przeciwny, gdy na kręciołku robiły mi się "kołduny" żyłki i plątało mi się wszystko co niemiara. Gdy już mój mózg przyczaił, zaakceptował odruch Pawłowa, wszystko się diametralnie zmieniło
Wolny bieg, to przede wszystkim komfort, luksus dla łowiących, nie zawsze go używam, a włączam sporadycznie, niemal w 5% sytuacji. Nie wtedy gdy idę za potrzebą, ale przeważnie gdy jestem zmęczony.
"Feederuję" nie jako wyczynowiec, a jako osoba, która uwielbia być nad wodą tyle ile się da. Moje zasiadki to czasami 4 dni. Nie jestem karpiarzem, ale "feederowcem", a tym bardziej jak każdy łowiący tą techniką "gruntowcem". Nad wodą lubię wypoczywać, delektować się otaczającą przyrodą, a nie aktywnie być non stop skupionym na braniu ryb.
Do czego jest mi potrzebny wolny bieg? Ano do tego, że czasami jak pada deszcz, czy idę na chwilę do auta się wyspać, regenerując siły, nie zawsze składam wędki. Przerzucam się wtedy na wagę ciężką, zakładam np. "big kulkę" i idę odpoczywać. Włączam sygnalizator i już. Lubię łowić czasem karpie i nie widzę nic w tym złego, są strasznie waleczne. Gdy "leszczakuję" to jestem aktywny, nie włączam wolnego biegu.
Wolny bieg daje mi ten komfort, że nie muszę wymieniać kołowrotków w wędzisku, a czy go użyję, czy nie, to tylko zależy od mnie .
0 Comments
Recommended Comments
There are no comments to display.