Tench_fan Posted April 18, 2021 Share Posted April 18, 2021 Wędkarska spowiedź. Specjalnie dla @Linek727 ?? Na początek przypomnę mój tekst, który odnosi się do moich wędkarskich początków. Czasów dzieciństwa i młodości. Smak herbaty Gdy spojrzę wstecz na moje wędkarstwo mam przed oczami kilka obrazków. Jako że wszedłem w okres, gdy 4 pojawiła się z przodu, na liczniku mojego życia, skłania to do refleksji i "cofania się" ku czasom dzieciństwa i młodości. Niczym w archaicznym fotoplastykonie moje wspomnienia produkują kilka obrazków. Najwcześniejszy dotyczy mojego pierwszego kontaktu z wędką. Choć to zaledwie mgliste wspomnienie to wiem że dotyczy połowu uklejek. Małe, srebrzyste rybki i bambusowa wędeczka. Nauka zarzucania zestawu oraz zakładania robaczków pod ojcowskim okiem. Miałem zapewne ok.5 lat, bo nie wiedzieć czemu, mam przeświadczenie że czas szkolnej edukacji miałem dopiero przed sobą. Kolejny, wyraźny już obraz to wędkarskie wyprawy nad naszą gorzowską Wartę. Świetnie pamiętam i czuję to radosne oczekiwanie na kolejną rybaczkę. Hasło: "Jutro jedziemy na ryby." sprawiało że z podniecenia nie byłem w stanie zasnąć. To podekscytowanie, gdy noc dłużyła się w nieskończoność, a przed oczyma pojawiały się obrazy spławika i kryjących się w wodzie ryb. Poranne krzątanie się ojca w kuchni, gdy jeszcze z zamkniętymi oczami już wyczuwałem że nadchodzi pora wyjazdu. Wiedziałem że za kilkanaście, kilkadziesiąt minut do dziecinnego pokoju wejdzie tato i każe się ciepło ubrać. W kuchni czekały kanapki i gorąca, mocna herbata. Smakowała wyjątkowo, a ciemno-bursztynowy płyn w jasnej szklance, osadzonej w metalowym koszyczku, był swoistego rodzaju misterium, uświęconym rytuałem. To było preludium, pierwsze nuty dobrze znanej piosenki. Co będzie dalej, dobrze już wiedziałem. Jeszcze tylko zejście do komórki na węgiel, po hodowane tam białe robaczki i droga nad wodę. W ciemności bardzo wczesnego poranka, a w zasadzie kończącej się nocy jechaliśmy nad rzekę. A dalej już tylko niecierpliwie wyczekiwany "taniec spławika" lub drżenie szczytówki gruntowej wędki. Czas młodzieńczy zlewa się w jeden, taki oto slajd. Choć wypraw było wiele, a z racji mojego wieku już często samodzielnych, to łączą się one w jeden charakterystyczny kształt. Wakacje u babci na wsi - hasło dobrze znane mojemu pokoleniu. Rzeka okolona przybrzeżnymi krzakami i drzewami, niestety obecnie już "ogolona" z praktycznie wszystkiej roślinności. Smutny znak czasu, a może głupoty i pazerności ludzkiej. Jak dziś czuję ciepło promieni słońca ogrzewających skórę i nagrzewającego piach nadrzecznej skarpy. Śpiew skowronka gdzieś na letnim niebie i rozkosz czekania. Wędzisko gruntowe jakże często trzymane w dłoniach i zestaw z tzw."telewizorkiem" w rzecznym nurcie. Tak się kiedyś łowiło, a podkradzione mamie wałki do kręcenia włosów, zaadaptowane służyły za koszyczki zanętowe. Jako zanęta płatki owsiane lub zwykła śruta zbożowa. Na haczyku białe robaczki albo zdobyczne czerwone (z pod krowich placków) kusiły rybki. Trzymana w palcach lewej ręki żyłka zastępowała superczułe współczesne feederowe szczytówki. Rozkoszny dreszcz, odczuwalny na palcach podczas brania, skutecznie wyrywał z rozleniwienia. Po dłuższej przerwie, spowodowanej czasami studenckimi i podjętą pracą, wróciłem do wędkowania przed kilku laty. To już jednak inna rzeczywistość. Czasy gdy "1000 wędek" czeka na spełnienie każdych wędkarskich potrzeb i kaprysów. Rodzaj i jakość użytego do produkcji wędzisk węgla, waga, rodzaje przelotek i uchwytów ; ilość łożysk i sposób nawoju żyłki wędkarskiego "młynka" to współczesne, technologiczne dylematy wędkarza. Ja sam wpadłem w ten kolorowy wir, gdy nowe sposoby i "methody" zmusiły mnie do zrewolucjonizowania i zmiany mojego wędkowania. Mimo że w lawinie kolorowych, pachnących przynęt - kulek, pelletów można się zatracić, to gdzie im do obrazów z przeszłości. Bo tęsknota za czasami dzieciństwa i młodości sprawia że wciąż mam przed oczami tylko ten jeden. Rozedrgane radością i podnieceniem serce dziecka, niedające nocą spać i smak porannej herbaty. Utworzyły w moim umyśle jedno magiczne doznanie. Wszechogarniające a zarazem ulotne, jak smak który pozostaje w ustach i na języku, po przełknięciu łyku gorącego napoju. I może przez fakt że herbatę parzę już sobie sam, a może są one inne niż lat temu 30 z okładem, to tego wyjątkowego smaku już nie udaje mi się odtworzyć. Zielono mi w głowie Gdy pisałem "Smak herbaty" wspominałem czasy, które są już bardzo odległe. Minęła w wędkarstwie, ale i nie tylko, cała epoka albo i dwie. Z pewną nostalgią, rozrzewnieniem sięgałem pamięcią do czasu gdy moja rzeka była inna, a pasja nacechowana entuzjazmem i radością dziecka, później nastolatka. Jak to zwykle bywa gdy człowiek wkracza w dorosłe życie pochłaniają go inne sprawy. Praca, studia, kryjące się gdzieś w tle przedstawicielki piękniejszej części rodzaju ludzkiego. Czas szumny i trochę "durny". Wciąż jednak z ciekawością wysłuchiwałem relacji z wypraw wędkarskich. Wśród mojej rodziny miałem ( mam) także kilku wędkujących. Od czasu do czasu sięgałem po prasę specjalistyczną. Po niemal 15 latach pasja wróciła z nową siłą. W roku 2010 miałem okazję powędkować na jeziorze użytkowanym przez spółkę rybacką i zakupiłem stosowne zezwolenie na czas mojego 2 tygodniowego urlopu. W sezonie kolejnym powróciłem na łono PZW. To właśnie na tym jeziorze rozgorzał żar dotychczas tlący się wciąż w sercu i na poboczach umysłu. Nastał czas gdy zafascynowałem się połowem lina. Stąd i ten tytuł : "Zielono mi w głowie". Namiętnie poszukiwałem tej ryby i usiłowałem ją łowić. Jako, że bat stał się moim głównym narzędziem, ze względu na emocje towarzyszące holowi na tego typu zestawie, spędziłem wiele czasu na jeziorach oraz starorzeczach. Bat i kukurydza ( rzadziej czerwony robak) stanowiły zgrany duet i przyniosły mi wiele radości. Liny, płotki, wzdręgi, leszcze, bywało karasie pospolite. Od zawsze czułem się związany z przyrodą i dostrzeganie otaczającej mnie natury stanowi bardzo istotny aspekt mojego wędkowania. Mojej natury w istocie również. Zmierzchy, noce i poranki nad wodą niosą ze sobą wiele doznań dla serca i umysłu. Nie sposób oddać czym jest stukot dzięcioła w otaczającym jezioro lesie, nocne pohukiwanie puszczyka. Głosy trzciniaków nierozerwalnie wiążące się z takimi zasiadkami, rechot żab dających prawdziwe koncerty. To jest "moje wędkowanie". Myślę, że nie tylko moje. Letnia burza, ciepły deszcz zraszający skórę. To wszystko sprawia, że cywilizowany człowiek odczuwa atawistyczną tęsknotę za czymś co utracił. Urok nocnego rozgwieżdżonego nieba lub księżyca wyłaniającego się zza chmur. Troszkę tajemnicze odgłosy nocnego leśnego życia. W otoczeniu tej przepięknej scenografii główny aktor lin. Na scenę występuje "Zielony książę" – mocarz, cwaniak, wybredny smakosz. Mający w sobie więcej szlachetności i arystokratycznych manier niż notabene królewski karp. Tu nie było miejsca na delikatne haki i ochotkę. I choć także tak dałoby się go złowić, to taki zestaw nie znalazł się w moim arsenale. Na zielonego jegomościa czekał grubszy kąsek w postaci wspomnianej kukurydzy, ewentualnie "gnojaczka". Kolorowy zawrót głowy W pewnym momencie odkryłem na potrzeby wędkarstwa internet. Jakże byłem zdziwiony bogactwem treści. You - Tube stał się dla mnie bramą do nowinek. Dotychczas opierałem swoje wędkowanie na technikach i wiedzy poznanej w dzieciństwie, osobistych doświadczeniach i wskazówkach od wędkujących członków rodziny. Niestety mój tato od wielu lat nie sięgał po wędkę. Wkraczająca na wędkarskie salony metoda zrewolucjonizowała moje wyposażenie i "wydrenowała kieszenie". Znacie to... Nowe pudełka, pojemniki, podajniki, łączniki, zestawy z włosem. Wędziska, które swoją charakterystyką i akcją lepiej służyły temu typowi wędkowania. Przede wszystkim jednak zanęty na mączkach rybnych i rzecz jasna przynęty. Prawdziwy kolorowy zawrót głowy. Smaki, zapachy i wielość kolorów tych "cukiereczków". Co wybrać? Taką to drogą trafiłem do internetowego światka forów, poznałem innych wędkarzy, a wśród nich nawet przyjaciół. Tak więc metoda stała się moim kolejnym, a wkrótce głównym narzędziem polowania na liny, ale także jeziorowe leszcze. Z czasem skierowałem swe kroki również na łowiska o charakterze komercyjnym. Kapie, amury, karasie srebrzyste, jesiotry dołączyły do listy poławianych gatunków. Początkowa fascynacja z czasem zaczęła tracić na sile. Owszem wciąż zdarza mi się wybierać łowiska tego typu. Dla treningu, testów, poprawienia sobie nastroju po "dokonaniach" na wodach nazwijmy to otwartych. Takim to sposobem docieramy do kolejnego etapu mojego wędkarskiego życiorysu. Tajemnice rzeki Po latach zacząłem zaglądać także nad Wartę. Jednak inna to już okazała się rzeka. Odmienna od pamiętanej z błogich czasów gdy biegałem "w krótkich spodenkach", czy jeździłem rowerem by dotrzeć nad wodę. Smutniejsza, ogołocona z drzew i krzewów. Straciła wiele ze swego kolorytu, aury dzikości. Pozostała jednak zmienna. Jakże chciałbym widzieć, a nie tylko spoglądać, słyszeć i rozumieć co podpowiada i szepcze mi jej natura. Co mówi jej nurt, o czym świadczy kształt rzecznej klatki, układ prądów, charakter brzegu i ostrogi. Tego jednak poziomu rzecznego rzemiosła nie osiągnąłem. Czy uda mi się w ogóle? Marne uzyskiwałem wyniki, bolesny był mój powrót nad płynące wody. Przegląd drobnicy meldującej się na haczykach zniechęcał. Z czasem pojawił się jednak promyk nadziei. Trzeba było jednak porzucić przyzwyczajenia, miejscówki znane i z wygodnym dostępem. Przestać łowić tylko tak by było wygodnie. Ruszyć na wędkarską turystykę. Zaliczyć inne "główki" czy nieznany odcinek rzeki. Przede wszystkim zacząć zmieniać swoje nawyki. Artykuły z Wędkarza Polskiego o wrocławskiej szkole łowienia z koszykiem, wskazówki na forach internetowych udzielane przez doświadczonych odrzańskich łowców. Cóż dalej : wyciągnąć z tego jakieś wnioski, spróbować zaadaptować w praktyce. Biały robak w zanęcie, a szczególnie jego ilość. Może niekoniecznie ta czy inna zanęta, ale dodatki. Już nie symboliczne pudełeczko pinki dodane do przygotowanego towaru. Kosztowna droga, lecz często niestety bez robaka zanętowego nie ma łowienia. Bez "mięska" ciężko o efekty. Są także inne drogi. I z nich także korzystam. Można sięgnąć po ziarno, o czym wie bardzo dobrze mój druh Arek. To dzięki niemu odkryłem i nabrałem śmiałości w stosowaniu może nieco zapomnianego ziarna. Groch sprawił, że zacząłem częściej łowić ryby średnie, czy duże. Prawie wszystkie moje życiówki rzecznych gatunków są zasługą właśnie grochu. Selektywnie działający, choć mający także słabsze dni czy okresy w roku. Zatem białe robaki ( w stosownej ilości w zanęcie) oraz groch stały się zaczynem poprawy mych efektów. Także wiele detali, takich jak np. długość stosowanego przyponu. Jakoś w tym wszystkim nie znalazłem miejsca dla delikatnych zestawów, niewielkich haczyków i ochotki na nich. Cóż może i tu kiedyś przełamię lody. Nie jest to koniec drogi, raczej dopiero początek. "Nie wejdziesz dwa razy do tej samej rzeki" - na miejscu jest przywołać tu te powiedzenie. Przysłowiowa zmienność, zwłaszcza dotycząca rzek dużych. Podmywająca brzegi wiosennymi i zimowymi przyborami, przesuwająca łaszki, tworząca wypłycenia. Odkrywająca skrywane sekrety w czasie letnich niżówek. No i ryby. Prawie nigdy nie wiem co może się trafić. Pospolity niewielki krąpik, rozpiór, czerwonooka płotka lub niewielki jelec, a może kiedyś trafi się karp uciekinier. Prądolubne klenie i jazie, siłaczka brzana, a może leszcz "jak łopata". Drobnica albo ryba życia. Rzeka chyba nigdy nie da Ci się znudzić, o ile nie zostanie zniszczona ręką człowieka. Teraz usiłuję łowić jazie, próbuję w "trudzie i znoju" znaleźć sposób na ostrożne klenie. Wody stojące zarezerwowałem ukochanym linom, ucieszę się naszym rodzimym karasiem. Co będzie później, co przyniesie wędkarski los? Jaki dopiszę kolejny rozdział wędkarskiego CV? Tego nie wiem, chciałbym jednak posiadać wciąż zapał i czerpać z tego radość. Wciąż widzieć to hobby oczami dziecka. Nie chcę monotonii, rutyny, za to zagadki i nie oczywistości. Wędkarskiej magii. Romantyk ze mnie, trochę niepoprawny. Wędkarstwo – namiastka szczęścia, gdy życie nie rozpieszcza. Ps.Zdjęcia - jest ich dużo, oj tak. Jeszcze więcej pozostaje w moich zasobach. Cz 1.Smak herbaty Wtedy nie miałem do dyspozycji aparatu by uwiecznić połowy. Zresztą sukcesów nie było zbyt wiele.To co zachowało się z tamtego okresu - bat Germina i kilka zestawów spławikowych. Cz.2 Zielono mi w głowie: Cz.3 Kolorowy zawrót głowy: Cz.4 Tajemnice rzeki: 8 6 Quote Link to comment Share on other sites More sharing options...
Splot Posted April 19, 2021 Share Posted April 19, 2021 (edited) @Tench_fan chyba nie doczekasz się żadnej odpowiedzi bo każdemu ciężko będzie zgrabnie podsumować co przeczytał i opisać świat w jaki został przeniesiony. Pisz więcej, ja czekam na kolejny tekst ? Edited April 19, 2021 by Splot 1 1 Quote Link to comment Share on other sites More sharing options...
Bebzon Posted April 19, 2021 Share Posted April 19, 2021 @Tench_fan Przeczytałem ponownie i napiszę tak: jaki ten świat jest dziwny i prosty zarazem. Człowiek często nawet nie ma pojęcia, ile i co łączy go z drugim człowiekiem. Szczególnie, gdy tym spoiwem jest postrzeganie przeszłości, która jest fundamentem teraźniejszości. Pielęgnujmy w sobie te piękne wspomnienia, bo tego nikt i nic nigdy nam nie zabierze. 4 1 Quote Link to comment Share on other sites More sharing options...
Ostap Posted April 20, 2021 Share Posted April 20, 2021 No powiem Ci, że pięknie się czyta Masz chyba większy talent do pisania jak Grenda do bycia fleją nad wodą 1 1 Quote Link to comment Share on other sites More sharing options...
Tench_fan Posted December 13, 2021 Author Share Posted December 13, 2021 Potraktuję ten wątek jako coś w rodzaju pamiętnika wędkarskiego. Podsumowania, plany na przyszłość i tego rodzaju zapiski. W trakcie sezonu na bieżąco relacjonuję wyprawy w wynikach nad wodą i to się nie zmieni. Tutaj jednak chciałbym aby zachował on swego rodzaju wyjątkowość. Wspominki, plany, rozmyślenia. Podsumuję teraz wędkarski sezon 2021, który praktycznie dobiega końca. Za oknem nieco zimowej scenerii a po wyprawach, o ile takie jeszcze będą nie spodziewam się zbyt wiele. Zasadniczo raczej wyłącznie spinning wchodzi w grę. Warta : Mijający sezon rozpocząłem 26 marca wyprawą nad rzekę Wartę która przyniosła mi zaledwie jedno branie. Był zatem blank. Zima była stosunkowo długa jak na standardy ostatnich lat, a wiosna zimna i mokra. Pozostałe 5 wypraw w okresie 11 kwietnia - 29 maja zaowocowało bardzo mizernymi rezultatami. Najgorszymi od kilku lat. Moje notatki pozwalają mi podać iż złowiłem w tym okresie: 25 szt krąpi, 46 szt rozpiórów, 10 płotek, leszcza, klenia oraz 3 jelce. Generalnie bardzo słabo. Brak ryb średnich/dużych oraz całkowita porażka w próbach złowienia jazi. W przeciwieństwie do roku ubiegłego, gdy Warta przyniosła mi w okresie wiosenno-letnim 43 sztuki, często bardzo ładnych jazi. Teraz poległem na tym polu zupełnie. Opóźnienie w przyrodzie było przynajmniej miesięczne w stosunku do sezonu 2020. Woda dużo wyższa niż w w roku ubiegłym i utrzymująca się w tych stanach przez dłuższy czas. Inna sprawa, że była to taka "normalna woda" jeśli weźmiemy pod uwagę jak powinno to wyglądać w naturze w tym okresie roku. Jedynymi w tym okresie rybami godnymi uwagi była płoć 33cm oraz 42 cm kleń. Obie rybki złowione na groch. Białe robaki na haku były atakowane bardzo często przez rozpióry, czasem dominujące całkowicie w łowisku. Łowiska komercyjne Wiosną zawitałem też na nową wodę, która jednak nie urzekła mnie jakoś szczególnie. Ze względu min. na wysokie stany Warty odwiedziłem otwarte już wtedy łowisko. To wędkowanie z 28 marca przyniosło co prawda dużo brań, lecz były to tylko bardzo malutkie karpie, które w ilości ok. 45 szt znalazły się na brzegu. Jedyna "frajda" to duża ilość brań jak na początek sezonu: W okresie późniejszym zawitałem na łowisko w Ownicach. Dwa wyjazdy: w kwietniu oraz czerwcu. Nie połowiłem jednak nadzwyczajnie, prawdę mówiąc raczej słabo. Za każdym razem towarzyszył mi Bartek @Zola67 Wyniki komercyjne były jednak i tak lepsze od wypraw nad wody stojące PZW. Jeziora: W okresie letnim trzy razy łowiłem na jeziorach. Za każdym razem były to jednak bardzo nieudane eskapady i zarazem różne zbiorniki. Z różnych względów nie odniosłem sukcesu. Ani razu nie zawitałem na moim ulubionym jeziorze linowo- leszczowym i nie złowiłem tam ani jednego Zielonego Księcia. Pierwszy raz od lat. Nie wchodząc w szczegóły nie wiem kiedy ponownie połowię na tej wodzie, jednak powrót do łowienia na jeziorach nastąpi. Fascynacja rzecznym łowieniem odciągnęła mnie od spławika i methody, ale chcę wrócić do polowanie na moje ulubione rybki. Nastąpi to wcześniej lub później.? Nienawiszcz: Dwa razy zawitałem nad fundacyjną wodą w Nienawiszczu. Za pierwszym razem był to zlot. Najważniejszy punkt sezonu. W dniach 10 do 13 czerwca spotkałem się z forumowiczami i przyjaciółmi nad wodą. Oprócz tradycyjnego spotkania i atrakcji towarzyszących takim imprezom było również wędkowanie. Niezmiennie dla zjazdów ryba nie współpracowała zbyt ochoczo, choć trzeba przyznać, że drapieżnik był dość aktywny i nawet mi udało się coś tam złowić na spinning. A to już coś zważywszy na mój poziom zaawansowania w tej materii. Bawiłem się wyśmienicie, kilka ryb udało się złowić, a nawet wygrać puchar Jerzego ?@Jurek Nie trzeba dodawać, że obecność na zlocie kolejnym obowiązkowa. Wodzie w Nienawiszczu poświęciłem także kilka dni z mojego letniego urlopu i pojawiłem się ponownie w dniach 30.07 - 03.08. Tym razem był to czas nieco większego wyciszenia, złapania oddechu. Odmiennie od czasu zlotu gdzie wędkuje się głownie rano i pod wieczór, a noce spędza przy ognisku, teraz postawiłem na nocne łowienie. Ryba zresztą wyraźnie lepiej współpracowała o tej właśnie porze na wybranej miejscówce. Za dnia najwyraźniej trzeba było jej szukać gdzie indziej, ja nie miałem w tym sukcesów. Nocne łowienie przyniosło trochę ryb, głownie karpi w zakresie 60 - 70cm. Niespodzianką był sandacz na methodę : 63cm i 2,65 kg. Jakby nie było pierwszy wymiarowy mój sandał no i PB. Odra: Tu również podeprę się notatkami, które wskazują że poświęciłem jej 17 wyjazdów ( zasadniczo długie 2 dniowe wyprawy) Nocne łowienie wyglądało różnie, a najczęściej przynajmniej kilka godzin nocnych poświęcałem drzemce by podtrzymać formę i jako taki komfort łowienia. Oczywiście różnie to wyglądało przez cały sezon bo i godzin nocnych sukcesywnie przybywało, a dnia ubywało. Sumarycznie złowiłem: Krąpie - 184 szt (mniej więcej, bo tu najłatwiej było stracić rachubę) Płocie - 42 szt Leszcze - 71 szt, Jazie - 78 szt Sumy ( sumiki "krawaty") - 4 szt Bolenie - 2 szt Okonie - 2szt Certa - 1 szt Uklei, kiełbi czy jazgarzy nie wliczam. Pierwsza część sezonu 22.06 - 15.08 Mistrz i przyjaciel w akcji: Jeden z dwóch odrzańskich kleni: Niestety ale nie mogłem wędkować przez okrągły miesiąc w bardzo dobrym okresie roku. Zanim nabyłem nowe auto miałem "przymusowy odwyk" od wędki.? Wróciłem więc na drugą, jesienną część sezonu. Jesienna część sezonu 18.09 - 28.11 Powrót bardzo udany bo przyniósł dwie nowe życiówki. Leszcz 60cm i 2,56 kg i boleń 71cm i 3,11kg. Dwie medalowe ryby w czasie jednego weekendu. Wartym dla mnie odnotowania jest moja pierwsza w życiu certa oraz 3 nocne listopadowe jazie. Złowiłem już trochę jazi. Począwszy od sezonu 2018 mam ich na koncie 254 sztuki, ale to są moje pierwsze "Jaśki" złowione typowo w nocy. Na dodatek w listopadzie. Nie spodziewałem się tego zupełnie. Za porażkę muszę uznać wciąż bezowocne próby złowienia sandacza ( celowo) oraz miętusa. "Miętowe" dalej pozostają moim wędkarskim marzeniem. Do przyszłego sezonu muszą poczekać. Pierwsza w życiu certa: Nocny listopadowy jaź: Kolejny nocny marek: Koniec sezonu nad dużą, "otwartą" rzeką. Sezon z kilkoma sukcesami, nowymi życiówkami, ale też z porażkami. Nie jestem zadowolony ( to mało powiedziane) z wiosennego wędkowania na Warcie. Moje wyprawy nad jeziora okazały się kompletnymi porażkami, tu muszę w przyszłym sezonie spróbować nadrobić zaległości. Nie udało mi się dotrzeć nad Noteć, a takie były plany oraz dobrać do "dorsza słodkich wód" czyli miętusa. Mimo, że mam względnie dużo czasu na wędkowanie w porównaniu do dużego grona "moczykijów" to jednak brakuje terminów by zrealizować wszystkie wędkarskie plany i marzenia. Oby przyszły sezon był nie gorszy. Dotrzeć nad Noteć, połowić kleni i niechby tak brzan, zaliczyć złowienie miętusa, zrewanżować się jeziorom i linom. To cele sezonu 2022. 5 5 Quote Link to comment Share on other sites More sharing options...
Administrators Grendziu Posted December 14, 2021 Administrators Share Posted December 14, 2021 Radek jak już zrobi podsumowanie, to ręce same składają się do oklasków ??? 2 Quote Link to comment Share on other sites More sharing options...
Semi Posted December 14, 2021 Share Posted December 14, 2021 9 godzin temu, Grendziu napisał: Radek jak już zrobi podsumowanie, to ręce same składają się do oklasków ??? Tym bardziej, że imponująco wyglądają wyniki w tym podsumowaniu. Quote Link to comment Share on other sites More sharing options...
Recommended Posts
Join the conversation
You can post now and register later. If you have an account, sign in now to post with your account.