Hmmm, nigdy nie kopiowałem swojego postu z innego forum, ale co mi tam, rozpocząłem ten wątek tam to mogę chyba swoją treść częściowo skopiować, bo w sumie nic się nie zmieniło. Więc zaczynam od siebie:
Moja przygoda z wędkarstwem rozpoczęła się gdy nosiłem jeszcze pieluchy. Rodzice od zawsze jeździli pod namiot w weekendy w okresie od kwietnia do września i tam ojciec wraz z braćmi, dziadkiem czy znajomymi łowił non stop ryby. Nie mogło być inaczej, aby jako dzieciak nie zarazić się tą pasją. Mają bodajże 2/3 latka posiadałem swoją pierwszą wędkę - teleskop żółty made in ZSRR i łowiłem dość skutecznie na bata. Później był pierwszy Prexer, następnie ryba życia (karp pewnie ponad 10 kg) ciągnięty za żyłkę, bo kabłąk kołowrotka sam się otwierał. Pierwsze nocki na łodzi i leszczowe eldorado nie mniejsze niż w filmach u B. Bartona itd itp.
Do dziś mi ta pasja nie przeszła, nigdy nie miałem jakiś przestojów typu, że nie łowiłem chociażby w danym roku ryb. Zawsze z wędką nad wodą, czasami zmieniałem style, a to byłem spinningistą tylko przez dwa sezony, a to łowiłem tylko na rzekach, czy też tylko na spławik lub na grunt.
Co najmniej raz w tygodniu przychodzi taki dzień, że muszę być nad wodą i tyle. Nawet gdybym nie miał łowić to przez godzinę lub dwie potrafię wpatrywać się w wodę i obserwować co się z nią dzieję.
Dodatkowo swoją historie opisałem na blogu (zachęcam pozostały do prowadzenia):
A jak jest u Was Panowie?