Skocz do zawartości
Grendziu
Grendziu

Sklepy wędkarskie a oczekiwania wędkarzy

   (0 opinii)

Szkoda, że Indianie z obu Ameryk w czasach najazdu na ich terytorium, nie posiadali dostępu do Internetu. xD Popularny wówczas sposób weryfikacji zdarzeń (trans szamana + znaki dymne itp.) nie sprawdziły się i wiele się zdarzyło. A wystarczyłoby wszak odpalić sieć i sprawdzić, ile są warte te szklane paciorki oraz czy koce sprawdził ówczesny Sanepid. :P
 

Handel, oczekiwania, żądze i naiwność idą jak bracia w szeregu: razem, przodem, na rozkaz. :S

Minął czas niedostatku, gdy wędkarz nasz Polski, kupił to co w sklepie było, bo w sumie niewiele było i wyboru nie miał. Wędka bambusowa, żyłka Stilon Gorzów, kołowrotek Relax to częstokroć marzenie czasów minionych (wersja elitarna to: wędka Germina/Daiwa, żyłka Siglon, kołowrotek DAM lub Mitchell). Dawno – niedawno, jakieś 25 lat temu, choć pisząc: ćwierćwieku brzmi to odleglej.
Teraz mamy świat inny, nowszy, bardziej wyuzdany. Ale pozostało to co kiedyś: handel, oczekiwania, żądze i naiwność.:D

Internet daje wielką dostępność do informacji, opisów, zdjęć, witryn sklepów, stron z poradami.

Kto ma czas to szuka, kto szuka – znajduje, kto znajdzie – chce kupić, kto kupić zamierza – „pomacać” sprzęt chciałby itd., itp.
Palce w łapkach (czyt: kończynach górnych) już swoje zrobiły, towar namierzony, opinie sprawdzone, ceny znane. Czas na ruchy mozolne odnóży dolnych, wycieczka do sklepu znanego od lat (o ile nie padł jeszcze). Słowa do sprzedawcy skierowane, brzmią najczęściej:

- posiada Pan/Pani (bo i kobiety w takich przytułkach pracują) wędkę o nazwie? Kołowrotek = model taki? Żyłkę najlepszą bo firmy? etc.;)

I zaczyna się łączenie zdolności organoleptycznych (macanie, oglądanie, kręcenie, nasłuchiwanie itp.) z wytężoną pracą mózgowia i okolic sąsiednich. xD

Wędka pracuje właściwie, dobrze w ręku leży, kręciołek nawija bezgłośnie i piszczy gdy szarpnie nim zwierze, żyłka mocna zaiste bo palce pocięte przy „rwaniu” a haczyk to chirurg wyciągnie (toć widać było że ostry i mocny).

Radość sprzedawcy w oczach widoczna (klient wszak zadowolony) zamienia się jednak w nostalgię (kiedyś to było lepiej), klient radosny triumwirat uprawia (moczykij, obsługa i ponętny Internet). Zakup robaczków (bo głupio wyjść pusto) dopina transakcji i w niebyt odprawia wszelakie złudzenia.

Bo przecież w tym sklepie, co jest na ulicy, towary są drogie (internet tak mówi), wybór mizerny (choć było co trzeba), a ów Pan z obsługi to zdzierca nieludzki (zapewne milioner co złupił miliony).

Historia osądzi, choć może zbyt późno, gdy sklep do „macania” ostanie się jeno w stolicy imperium i droga daleka do niego nas czeka. xD

Opinie użytkowników

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość



×
×
  • Dodaj nową pozycję...